Dyngus, albo śmigus-dyngus to cały czas żywy zwyczaj związany ze świętami Wielkiej Nocy. Sporo miejsca poświęcił dyngusowi Oskar Kolberg opisując XIX-wieczne Kujawy. Obyczaj ten w tamtym czasie wiązał się nierozerwalnie z przywołówkami, które jeszcze przed II wojną światową odbywały się na Kujawach i na sąsiednich Pałukach niemalże w każdej większej wsi.
Aby być przygotowanym do dyngusu, już w niedzielę chłopcy i mężczyźni pożyczali z dworu dziedzica metalową miednicę – pisze Kolberg. Wchodzili z nią na dach i bijąc w nią niby w bęben, wywoływali imiona i nazwiska dziewczyn, które w poniedziałek wielkanocny mają być polane. Oczywiście wyliczanki kolejnych „dziewek” opatrzone były stosownymi uwagami, która z nich jest porządniejsza, która mniej. Na negatywnie opisane dziewczyny szły komunikaty o tym by przygotować dla nich „cztery fury piasku i dwadzieścia kubłów wody i mydliska do wypłókania w gnoiska”. Niekiedy dziewczyny wykupowały się „kwartą wódki”, by ich imiona i nazwiska były wymianie z chlubą. Najgorzej jednak było tym, których imion i nazwisk nie przywołano z dachu.
W poniedziałek wielkanocny słowa zamieniały się w czyny. Na jedną czekał garnuszek wody, na inną kąpiel w stawie. Od wieków uważano, że oblewanie wodą sprzyja płodności, stąd też oblewaniu podlegały głównie panny na wydaniu. We wtorek zaś – pisał Kolberg – dziewki podobnież odpłacały się parobkom.
Samo słowo „dyngus” pochodzi prawdopodobnie z języka niemieckiego (dingen, dunguuss) i oznacza „wykupywać się” lub… „chlust wody”.